Czuję duszący zapach dymu w swoich płucach. Za każdym razem, kiedy rozpaczliwie próbuję złapać oddech dławi mnie trujący gaz, którego nie mogę się pozbyć. Zaćmiewa powoli mi wzrok, powodując zawroty głowy. Słyszę jak płomienie chłoną każdą część domu, w którym mieszkam z Jane.
Na darmo próbuję otworzyć drzwi. Moje siły słabną z każdą sekundą.
Próbuję rozpaczliwie krzyczeć, ale to nic nie pomaga. Znajduje się w labiryncie zagłuszonym przez płomienie, z którego nie ma ucieczki. Jestem w sytuacji bez wyjścia, a cokolwiek zrobię i tak spłonę.
Opadam bez sił obok łóżka. Głowę opieram o pościel. Nie mam wystarczająco dużo siły, by walczyć o życie. Nie mam siły, aby uciec z tego piekła. Kaszlę dość intensywnie. Przed oczami pojawiają się czarne plamy. Czuję jak bezlitośnie ogień pochłania mieszkanie i próbuje zabrać to co jest najważniejsze. Moje życie.
- Pomocy! - krzyczę resztkami sił, które pozostały. Wiem, że i tak nikt mnie nie uratuje. Jest już za późno. Zamykam oczy i błagam w duszy, aby to wszystko okazało się snem. - Jane... - mruczę pod nosem. Chciałabym wiedzieć co stało się z moją jedyną kuzynką. Czy uratowała się?
Z oczu płyną mi łzy na wspomnienie jej ślicznej twarzy, czułości jaką mnie obdarzyła przez wszystkie lata spędzone w Madrycie oraz fakt, że nie długo miała wyjść za mąż. Myśląc o tym, przypomniałam sobie o Jerónimie. Miałam szczęśliwe życie, wiec nie mam się czego obawiać.
Ostatnie co robię to przypominam sobie Jerónima. Wciąż obawiam się tego co ma nadejść, ale myśląc o nim czuję się niezwykle spokojna.
W powietrzu brakuje tlenu. Przestaję oddychać. Jestem na skraju życia i śmierci. Płomienie zaczęły chłonąć nogi, jak przerażająca bestia - wampir, który ssie krew potrzebną do przeżycia.
Jednak staje się zupełnie coś nieoczekiwanego. Nagle czuję na policzku delikatne muśnięcie warg. Chciałabym otworzyć oczy, ale jakby zupełnie niewidzialna siła nie pozwala mi na to.
- Isabella... - usłyszałam cichy pomruk męskiego głosu. Nie musiałam nic robić, aby wiedzieć kim jest ten mężczyzna. To Jerónimo. Poznam go nawet po głosie z zamkniętymi oczami! Przez chwilę nie mogłam opanować łez. Jerónimo żyje? Ale jak? Czyżby ten nieszczęśliwy wypadek w ogóle się nie wydarzył?
Straszliwy ból zawładnął nade mną. Przestałam myśleć o Jerónimie, ale o ogniu. Skoro Jerónimo jest razem ze mną, co to znaczy? Nawet nie chcę wyobrażać sobie tej myśli! Nie! On nie może ponownie umrzeć!
Zaczęłam krzyczeć, nerwowo kopiąc pościel. Jane przybiegła od razu. Delikatnie potrząsała moimi ramionami, mówiąc:
- Obudź się. To tylko zły sen.
Wciąż powtarzała te słowa, dopóki nie wrzasnęłam na całe gardło imienia swojego zmarłego narzeczonego. Otworzyłam szeroko oczy, pełna zdumienia. Dyszałam jakbym przebiegła maraton, bez jakiejkolwiek wody. Chwilę później przytuliła mnie. Kiedy się położyłam, przyniosła zimny okład. Siadając na brzegu łóżka, wymoczyła w wodzie gazę i położyła na moim czole.
- Wydaje mi się, że masz gorączkę. - rzekła w końcu, ciągle przyglądając mi się. Pokręciłam głową.
- Wcale nie. To przez zły sen, ale już wszystko dobrze. - siadając, ściągnęłam okład z czoła.
- Powinnaś jeszcze poleżeć. Dopiero jest południe.
Uniosłam jedną brew. Dopiero południe? Aż tak długo spałam?
- A co z przygotowaniami? - zapytałam pełna zdziwienia. Mimo iż jestem z kuzynką w Londynie dopiero od tygodnia zdziwiłam się, że Jane nie spieszyła się przygotować wszystkiego do wieczornego przyjęcia. W Madrycie co chwilę się tym ekscytowała i w kółko powtarzała, że ta chwila musi być wyjątkowa. A teraz mówi ze spokojem, że jest południe? Coś mi tu nie gra.
- Wszystkim zajął się William. Nie musisz się wiec niepokoić. - uśmiechnęła się, a jej oczy przybrały ciemniejszy odcień szarości. Nie wiem dlaczego, ale pomyślałam, że mnie okłamała. Czuję się niespokojnie.
Tak jakby za chwilę miałby zadzwonić telefon, w którym policja wyjawi Jane wszystkie moje sekrety.
- Wszystko w porządku? - pyta, nie dowierzając moim wcześniejszym słowom. Nadal przygląda mi się badawczo, szukając jakiś oznak choroby albo czegoś, co właśnie sobie wymyśliła. Nie mogę dać jej do zrozumienia, że przejmuję się snem, który wyglądał na bardzo realistyczny. Martwię się tym, bo zawsze moje sny były zapowiedzią jakiejś tragedii albo po prostu mnie przed czymś ostrzegały.
Kiwam jednak głową, wstając. Zmierzam w kierunku szafy, ale zatrzymuję się obok komody. Telefon zaczyna wibrować tak głośno, że Jane lekko podskakuje z przerażenia. Podchodzę, sprawdzam połączenie i wciskam zielony przycisk.
- Halo?
- Cześć, kochana. - słyszę ironiczny głos Zachariasa. - Dotarłaś szczęśliwie z Jane do Londynu?
- Oczywiście. - odpowiadam również z udawaną radością na jaką tylko było mnie stać. Mam tylko cichą nadzieję, że nie zorientuje się od razu tak, jak moja kuzynka, która teraz tępo wpatruje się we mnie swoimi szarymi oczami. Byłam nieco zaniepokojona, bo dlaczego dopiero teraz dzwonił, kiedy od mojego przyjazdu minął już tydzień? Szybko uświadomiłam sobie, że skoro byłam zajęta zwiedzaniem niektórych miejsc Londynu, on również musiał być strasznie zajęty.
- Niezmiernie się cieszę. - kiepsko udaje śmiech. Po chwili poważnieje, przybierając mroczny ton głosu. - Znalazłaś go?
Odchrząkuję. Jane wzrusza ramionami i odchodzi do swojego pokoju.
- Jeszcze nie.
Słyszę krzyki Zachariasa. Na pewno denerwuje się, że jeszcze nie zaczęłam nawet szukać tego człowieka. Odnoszę wrażenie, że chce, abym zajęła się tym jak najszybciej.
- Jeśli chodzi o to... - zaczęłam, ale Zacharias przerwał mi dziwnym mruczeniem.
- Myślałem, że uporasz się z tym szybko i zapomnimy o całej sprawie. Zawiodłem się na tobie, Isabello.
Przez moment wydawało mi się, że słyszę cichy płacz. Coś w głębi serca podpowiadało mi, że Zacharias próbuje wzbudzić we mnie litość. Szybko zaczynam się dekoncentrować. Zaczęłam sobie zdawać sprawę, że zapomniałam imienia tego, którego miałam zabić.
Walnęłam się dłonią w czoło, nerwowo tuptając nogami. Co mam teraz zrobić? Cóż... jeśli Zacharias się dowie, zdenerwuje się jeszcze bardziej.
- Śpieszy ci się? - zaczęłam spokojnie, jakby nic się nie stało. Jeśli zacznę grać na zwłokę, to może się nie zorientuje. W odpowiedzi słyszę tylko głośniejszy pomruk. - Tak właściwie to czemu chcesz go dopaść? Zabił Ci bliską osobę czy jak? - wypytuję go.
Zaczęłam zastanawiać się, dlaczego Zachariasowi tak się śpieszy. Ma jakiś szczególny powód?
- Musisz go zabić! - szybko odpowiedział. W jego głosie usłyszałam zrezygnowanie, ale także i nutę gniewu. O co tak na prawdę chodzi?
- Ale...
- Wie więcej niż powinien, dlatego musi zginąć. - udzielił mi odpowiedzi takiej jakiej oczekiwałam. Potem nastała długa i krepująca cisza.
- Gdzie mogę go znaleźć? - w końcu wybełkotałam.
- Nie wiem. Zerwałem z nim kontakt bardzo dawno temu, ale wiem, że studiował na Oxfordzie.
- Na Oxfordzie? - zapytałam, aby się upewnić, czy dobrze usłyszałam. Zamrugałam nerwowo, aby moje przypuszczenia się myliły.
- Tak. - znów mruknął.
Wzięłam głęboki oddech i wychyliłam się do tyłu. Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie upaść na miękką pościel.
Przez chwilę nie liczyło się dla mnie absolutnie nic. Jestem w stanie wyciszenia, spokoju i harmonii. Biorę jeden, drugi głęboki oddech, by później wypuścić powietrze jak z wydmuchiwanego balonu. Układam wszystkie myśli. Zapominam o rozmowie z Zachariasem i daję ponieść się błogiej ciszy.
Zakończyłam rozmowę naciskając czerwony przycisk na komórce, powoli wstając z łóżka. Prawie bym zapomniała o dzisiejszej imprezie. Muszę się szybko przygotować, bo zostało niewiele czasu.
Wzbieram w sobie siłę i ostatni raz myślę o człowieku, którego mam szukać.
- Dam radę. - mówię sobie. Słowa te są dla mnie jak pocieszenie. Od razu robi mi się cieplej oraz mam wrażenie, że jestem w stanie dokonać czegoś niemożliwego. To dobre uczucie - myśląc tak, uśmiecham się.
Zaglądam do szafy, szukając czegoś ekstrawaganckiego i olśniewającego. Na dzisiejszym przyjęciu muszę wyglądać jak diva.
Nieoczekiwanie zjawia się Jane w białej, koronkowej sukience do kolan z czarnym paskiem na biodrach. Idąc w moją stronę, obróciła się tak delikatnie, abym zobaczyła jak świetnie leży na niej sukienka. Staje przede mną z rozpostartymi ramionami, wznosząc oczy do góry, by po chwili spojrzeć na mnie z uniesionymi brwiami.
- I jak? - pyta, aby jeszcze raz uświadomić mi, że na przyjęciu będzie jak Angelina Jolie idąca czerwonym dywanem. Poczułam się głupio, ponieważ nie wzięłam ze sobą żadnej równie pięknej sukienki do Londynu.
- Olśniewająco. - uśmiecham się rozpromieniona. - Tylko mamy problem.
- Jaki?
- Nie mam sukienki na przyjęcie. - mówię zrezygnowana. - Nie wzięłam żadnej z Madrytu.
Jane podchodzi i klepie mnie w ramię.
- Nie martw się. Zapomniałaś, że w Londynie też mogą być piękne suknie?
Kręci głową z uznaniem, by później wybuchnąć razem ze mną śmiechem.
Gomen, jeszcze opowiadanka nie przeczytałam, ale pozwól, że komentarz zostawię. Przeczytałam opis fabuły i historia wydaje mi się być ciekawa, więc gdy tylko będę miała czas to pochłonę ją raz dwa! :)
OdpowiedzUsuńA odpowiadając na komentarz u mnie ...
No, tak coby nie powiedzieć, to życie Cha Eun Sang i Kim Tana było chwiejne.Ciągle pod górkę, jak było dobrze to momentalnie robiło się źle.... Dla mnie 10/10 ponieważ była to jedna z najlepszych dram jakie oglądnęłam z ubiegłego roku. Kolejne rankingowo będą spadać :)
I bardzo dziękuję :)
Pozdrawiam :P
Mimo że to dopiero początek opowiadania widzę że będzie na prawdę cikekawe :) Świetnie piszesz i tego się trzymaj. Masz obs i zapraszam do mnie http://sylvari-nadzieja-elionu.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń"A co z przygotowaniami? - zapytałam pełna zdziwienia. Dziwne, że Jane nie spieszyła się przygotować wszystko do wieczornego przyjęcia." wszystkiego ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam D.T.
(dreamlandtraveller.blogspot.com)