Obrazki w mojej głowie przesuwały się jakbym kręciła kalejdoskopem
wydarzeń z poprzednich lat. Nie pamiętałam dokładnie wszystkiego, jednakże
byłam w stanie odtworzyć większość wydarzeń w których uczestniczył Zacharias.
Byłam tym zdruzgotana. W moich wspomnieniach nigdy nie było Williama ani nigdy
nie padło jego imię z ust Zachariasa czy Michaela. Albo przynajmniej tego nie
mogłam sobie przypomnieć.
Domniemana zdrada Michaela wszystko zmieniła w czasie, gdy próbowałam
walczyć sama ze sobą. Stało się to wtedy, gdy coraz bardziej byłam zakochana w
Jerónimie. Powoli przeistaczałam się z wampira bez skrupułów w wampira bardziej
ludzkiego. Moje serce zaczęło się zmieniać, zaczęło kochać. Nie zwracałam już
uwagi na zlecenia, które Zacharias kazał mi wykonywać ani na Michaela, który
potrzebował mojej pomocy. Wkrótce po tym, stałam się wampirzycą, która sama
podejmowała decyzje i sama decydowała o swoim życiu. Stałam się niezależna. I
właśnie wtedy stała się tragedia. Michael zniknął, a jakiś czas później Jerónimo
miał wypadek samochodowy. Moje życie nabrało ciemnych barw...
Michael należał do Stowarzyszenia Baya*, podobnie jak ja. Był prawą
ręką Zachariasa i doskonale wiedział jaki cel chce osiągnąć Zacharias. Nie
wiele słyszałam o tym, co się stało, ale pamiętam, że Michael sprzeciwił się
Zachariasowi i wraz z jeszcze jednym mężczyzną dopuścił się spisku przeciwko
Stowarzyszeniu Baya. Nie wiem czy został zamordowany czy zdołał uciec, ale
ilekroć przypomina mi się ta historia, mam ochotę się rozpłakać. Mam wrażenie,
że to przeze mnie tak się stało.
William stał naprzeciw mnie ze spuszczoną głową i czekał aż pozbieram
wszystkie myśli, by w końcu coś powiedzieć. Ale nie mogłam wydusić z siebie ani
słowa. Wszystko dławiłam w sobie, całkowicie zablokowana przez wspomnienia. Nie
mieściło mi się w głowie, że William może mieć coś wspólnego z Michaelem!
Czułam, że przede mną stoi obca osoba. Nie znam już Williama Howarda.
Z czasem zaczynałam uspokajać swój płacz. Spojrzałam tępo na
narzeczonego kuzynki. Oczekiwałam, że opowie mi wszystko co się wtedy
wydarzyło, że opowie mi całą swoją historię.
- No powiedz coś. - szepnęłam błagalnym tonem. Nagle zdałam sobie sprawę, że
wszystko co dotyczy Willa tak naprawdę jest jednym wielkim kłamstwem. Od
momentu, w którym się poznaliśmy, aż do teraz - każde jego słowo jest
kłamstwem. I znienacka do głowy przyszła mi myśl: czy jego miłość do Jane jest
prawdziwa czy tak jak wszystko inne - fałszywa?
- To prawda. - wydukał zdławionym głosem, jakby połknął wielką gulę. - To
prawda, Is. Zachariasa poznałem zanim ciebie przemienił w wampira. Nic o tobie nie
wiedziałem i nie słyszałem. Zacharias był moim kolegą z liceum. Stare czasy.
Nasza przyjaźń dużo przetrwała, aż do czasu gdy poznałem was. Wtedy się
rozdzieliliśmy i każde poszło w swoją stronę. Jednak Zacharias odnowił swoje
stare kontakty tuż przed tragedią jaka spotkała ciebie. Ale, Isabello, ja nie
chciałem abyś była pogrążona w smutku. - uderzył pięścią w swoją klatkę
piersiową, jednocześnie podniósłszy głos. - Nie chciałem nikogo skrzywdzić!
- Ale go zabiłeś. - wyszeptałam. Nie mam sił, aby krzyczeć. Patrzyłam na
niego z pogardą, ale nic nie mogłam zrobić. Byłam tym wszystkim zmęczona.
Odkrywanie prawdy wyssało ze mnie resztki sił, które posiadałam. Nie mam sił
walczyć, żeby dowiedzieć się co tak naprawdę się wydarzyło. Wiedziałam, że
później mogę tego żałować, ale powinnam poznać wszystko przynajmniej ze względu
na Jerónima. Aby pozwolić mu w spokoju odejść, muszę znać całą prawdę. Dlatego
wciąż nie potrafię odpuścić.
- Nie! - krzyknął jeszcze bardziej niż przed chwilą. Zrobił minę urażonego.
- Zacharias kazał mi się go pozbyć, ale nie zabiłem go! Przyrzekam! - znów
uderzył pięścią w klatkę piersiową.
- Will, ja nie mogę ci już ufać. Nie wiem co jest prawdą a co kłamstwem. -
spojrzałam na niego z przygnębieniem. Przez chwilkę nie mogłam złapać oddechu,
bo serce wariacko biło w mojej piersi.
- Isabell, powiem ci całą prawdę. Powiem ci wszystko co będziesz chciała,
ale proszę, uwierz mi, nie zabiłem go - był zrezygnowany, po tym jak
powiedziałam mu o zaufaniu.
- Więc co się stało z Michaelem? Co cię z nim łączy?
- Zacharias kazał mi się go pozbyć, jak dowiedział się o jego zdradzie. Był
niezwykle uparty. Nie powiedział mi zbyt wiele o nim, tylko to co może pomóc mi
go odnaleźć. Chciał abym go zabił. Znalazłem Michaela. Jednak kiedy go
zobaczyłem, wiedziałem już od razu, że ten mężczyzna musi żyć. Rozmawiałem z
nim. Powiedział, że wstawił się za tobą u Zachariasa, a on przyjął to jako
zdradę. Michael niedługo miał się ożenić. Zakładam, że nie doszło do ślubu,
ponieważ zaraz po naszej rozmowie zniknął. Zacharias uwierzył w moje kłamstwo,
że go zabiłem. Isabello, uwierz mi. Ja go nie zabiłem. - błagał o zrozumienie i
o wiarę w to, że nie dokonał
morderstwa.
Chciałabym mu uwierzyć, ale coś się we mnie zablokowało, że te dwa słowa po
prostu zbyłam i uznałam go za winnego. - Nie wiem co się stało z Michaelem. Po
poznaniu ciebie i Jane, postanowiłem zmienić swoje życie.
Historia zaczęła się powtarzać. Podobnie jak ja, William chciał
zacząć od nowa, zapomnieć o koszmarach przeszłości. Czy czuł się winny, że miał
zabić niewinnego mężczyznę? Czy William mówi prawdę co do wydarzeń z dwóch lat?
- Więcej nie kontaktowałem się z Zachariasem. Jednak kiedy się
przeprowadziliśmy do Londynu, otrzymałem list od niego, właśnie z tą
informacją. - wskazał na beżową kartkę.
- Kłamiesz. - rzekłam spokojnie, jednak wewnątrz mnie panował już chaos. Nie
wszystko to co powiedział miało sens. - Skoro nie kontaktowałeś się z
Zachariasem, to dlaczego napisał, że "Austin powoli dowiaduje się
wszystkiego" ? - mój spokojny ton przeszedł w oskarżycielski. Jego oczy
rozszerzyły się.
- Dobrze. - powiedział zrezygnowany. - Od czasu do czasu rozmawialiśmy o
sprawach bieżących.
- Sprawach bieżących? Co to ma znaczyć?
- No o tym co się dzieje u mnie i u ciebie.
- I wszystko mu mówiłeś?
- T-tak.
- Will, jak mogłeś? Nie tylko jesteś winny śmierci Michaela, ale także i
Jerónima.
Przeze mnie przeszła fala nienawiści. Jestem pewna, że to on za
wszystkim stoi wraz z Zachariasem.
- Nie prawda! Nie mam nic wspólnego z Jerónimem. Zresztą skąd wiesz, że
Michael nie żyje? Może gdzieś mieszka!
- Bzdury! Gdyby żył, dawno spotkałby się ze mną.
- Ano fakt - burknął pod nosem tak, że nie usłyszałam.
- Will, powiedz wszystko. Co kazał zrobić ci tym razem Zacharias?
- No nic szczególnego - chciał się wymigać od odpowiedzi, ale gdy zobaczył
jak nienawistnie na niego patrzę, powiedział: - chciał abym również się go
pozbył. Ale nie zamierzam tego zrobić! Wiem, że jest on w pewnym sensie ważny
dla ciebie. Dlatego porozmawiaj z nim. On na pewno wie więcej ode mnie. Na
pewno powie ci całą prawdę.
Jego ostatnie słowa brzmiały tak, jakby jeszcze coś przede mną
ukrywał. Nie wiem dlaczego, ale nie drążyłam już więcej tego tematu i nie kłóciłam
się później z Williamem, co było dla nas bardzo dziwne. Gadaliśmy spokojnie,
nie patrząc sobie w oczy. Przemilczaliśmy wiele spraw. Na koniec dnia, już w
domu, poprosił abym nic nie mówiła Jane. Spełniłam jego prośbę mając nadzieję,
że za kilka dni nabierze tyle odwagi, żeby wyznać Jane to, co ukrywał przede
mną. Ale nawet gdy nie spodziewamy się żadnych niespodzianek, one przychodzą w
najmniej odpowiednim dla nas momencie. William prawdopodobnie nigdy nie powie
Jane o tym, o czym rozmawialiśmy, jednak nikt nigdy nie utrzyma tak długo tak
wielu kłamstw. One muszą kiedyś wyjść na światło dzienne.
Cały wtorkowy wieczór przesiedziałam z Jane w kuchni.
Rozmawiałyśmy głównie o uniwersytecie i jej pracy. William pogodził się w
końcu, że Jane pracuje. Chciał aby odpoczęła przed ślubem, aby zajęła się
przygotowaniami do niego. W ich spojrzeniach widziałam duży szacunek, ale nadal
uważam, że Will nie jest odpowiednim mężczyzną dla kuzynki. Ich konflikt
dotyczący jej pracy, tylko mnie w tym utwierdził. Jane nie jest człowiekiem,
który może siedzieć spokojnie. Ona musi coś robić, działać. Nie lubi być na
łasce faceta, za którego niedługo ma wyjść za mąż. Will również przesadza. Jego
postawa mnie denerwuje. Chce utrzymać Jane za swoją pensję? Jego pensja nie
wystarcza na zbyt duże wydatki. Pokrywa tylko rachunki za mieszkanie i
spokojnie wystarcza aby zakupić żywność na trzy tygodnie.
Dzień minął szybko i nadeszła środa. Od rana wybrałam się z Willem do
willi aby ukończyć malowanie ścian i zabrać się za wybranie mebli czy sprzętu
AGD i RTV. Ja skupiłam się głównie na wyboru dekoracji, a Will na sprzętach
elektronicznych.
W południe przypomniałam sobie o spotkaniu z Theodorem. W głowie
powstawało mi już kilka pytań, które koniecznie muszę mu zadać, typu: gdzie się
wychował, kim byli jego rodzice, czy ma rodzeństwo, od kiedy mieszka w Anglii i
na jakich jest studiach.
- Is. Is! - krzyknęła kuzynka. Oderwałam się od rozmyślań i spojrzałam na
nią.
- Tak? Przepraszam, zamyśliłam się.
- Właśnie widzę. Przebierz się, bo zaraz wyjeżdżamy.
Kuzynka doskonale wiedziała gdzie i z kim jadę się spotkać, dlatego
poprosiła Willa aby razem z nią mnie odwieźli w umówione miejsce. Wysiadłam przed
główną bramą uniwersytetu, bo tutaj się umówiliśmy. Theodore już czekał. Byłam
zdenerwowana. Przez chwilę Jane przyglądała się nam. Czułam jej świdrujący
wzrok na sobie oraz deja vu. A co gorsza, nie mogłam pozbyć się tego uczucia.
Chociaż nigdy nie było takiej sytuacji jak ta, wiedziałam, że kiedyś już coś
podobnego przeżyłam.
Theodore gdy tylko mnie zobaczył, wstał z ławki i podszedł. Stanął
tuż przede mną, a po chwili spojrzał mi głęboko w oczy. Gdyby nie ich
intensywny brązowy kolor powiedziałabym, że są to oczy Jerónima. Nawet to
spojrzenie, to uczucie, sposób w jaki na mnie patrzy jest takie same. Nie
potrafię pozbyć się tego wrażenia, że osoba, która przede mną stoi, to
Jerónimo. Tak bardzo za nim tęsknię, tak bardzo znów chciałam go zobaczyć, że
teraz nie mogę oderwać od niego wzroku. Chciałabym móc patrzyć na niego całą
wieczność, a może i dłużej gdyby nie to, że on nie żyje.
Theodore uśmiechnął się, a mi prawie kolana odmówiły posłuszeństwa.
Już prawie upadłam na podłogę i się rozryczałam, ale szybko przywołał mnie do
porządku.
- Długo kazałaś na siebie czekać - rzekł, wymachując przede mną telefonem.
- P-p-przepraszam - wyjąkałam.
- Coś się stało? Tylko nie płacz, pomyślą, że zrobiłem coś złego -
zażartował.
Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się.
- Nie będę płakać. Po prostu bardzo mi kogoś przypominasz.
- Ach. Mówiono mi to kilka razy. Przyzwyczaiłem się do tego.
Zmrużyłam oczy na chwilę. Już ktoś mu mówił, że kogoś przypomina?
Próbowałam się skupić i odgadnąć o kogo chodzi, ale nikt mi nie przyszedł do
głowy, oprócz jednej osoby. Cynthia.
- Chodź, nie traćmy czasu - złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.
- Czekaj. Dokąd chcesz iść? - zapytałam zdezorientowana.
- Och, wybacz - potarł dłonią tył głowy w zakłopotaniu. - Pozwoliłem sobie
wybrać miejsce. Musisz koniecznie je zobaczyć. To jest z dala od jakiegokolwiek
hałasu miejskiego, więc dobrze będzie nam się rozmawiać - znów się uśmiechnął,
pokazując przy tym swoje słodkie dołeczki w kącikach ust. Która dziewczyna nie
chciałaby się teraz rzucić mu w ramiona albo do pocałunku? Odpowiedź jest tylko
jedna: wszystkie. Ale ja stałam nieruchomo, ciągle się w niego wpatrując.
- W takim razie chodźmy - powiedziałam i chwyciłam jego ciepłą dłoń.
Prawie się popłakałam ze szczęścia, który zaparł mi dech w piersiach.
Trzymał mnie tak samo delikatnie jak Jerónimo. Ścisnęłam mocniej jego rękę.
Spojrzał się na mnie, by później razem roześmiać się bez szczególnego powodu.
Przy nim czułam się sobą, dawną Isabellą, którą pokochał jeden, szalony mężczyzna.
Czy tym razem tak będzie?
Chciałam wyrzucić wszystkie te myśli ze swojej głowy, ale nie mogłam.
Za bardzo lubiłam ten stan, w którym świat przyjemnie wirował i wydawał się kolorowy.
Za nic w świecie nie chciałabym niszczyć tego rodzaju szczęścia, choćby tak
krótkotrwałego jak ten sen, który jakby przeznaczenie, znów się spełnia.
Theodore przyprowadził mnie na jedno z niewielu wzniesień niedaleko
Londynu. Widok był z stąd przecudowny, rozciągał się na całe miasto.
Jakaś siła przyciągała mnie do tego miejsca bardziej niż się spodziewałam,
chciałam tu zostać. Czułam wszechogarniający spokój, dzięki któremu powoli
zaczynałam się odprężać i zapominać o przeszłości. Długo patrzyłam się w dal,
która jednak coś mi przypominała. Zdaje się, że kiedyś doświadczyłam czegoś
podobnego, patrząc na usypiający Madryt. Theodore patrzył na mnie z zachwytem,
ale po chwili opamiętał się i sprowadził mnie na ziemię, aby porozmawiać, a nie
siedzieć w ciszy i słuchać swoich bijących serc.
-Prawda, że zapiera dech w piersiach?
Przytaknęłam.
- Kiedy pierwszy raz to zobaczyłem, rozpłakałem się. Wewnątrz mnie było tyle
różnych emocji, że nie mogłem ich już dłużej ukrywać. Zawsze, kiedy mnie coś
przerasta albo tracę nad czymś kontrolę, przychodzę tutaj. Wyciszam się. Patrzę
jak miasto zasypia. Wtedy jestem tak zahipnotyzowany tym wszystkim - wskazał
ręką na rozciągający się w dole widok - że przestaję myśleć o wszelkich
problemach. Przez chwilę staje się zupełnie inną osobą. Zdaje sobie sprawę, że
niektóre z otaczających mnie rzeczy to jedyne falsyfikacje; nic nie znaczące.
Spojrzałam na niego, jednak on patrzył tylko i wyłącznie przed
siebie. Mówi jak robot, automatycznie to co przychodziło mu na myśl. Słuchanie
jego głosu było przyjemne, ale chciałam dowiedzieć czegoś więcej. Od jakich
problemów ucieka? Co go gnębi? Jaka jest jego historia?
Położyłam mu rękę na ramieniu. Mimo tak prostego gestu, wzdrygnął
się, jakby przez cały czas był sam.
- Wybacz, odleciałem na chwilę.
- Theo - zamknął oczy na kilka sekund, po czym je otworzył. Ujrzałam w nich
czysty błękit. Już prawie zatopiłam się w jego spojrzeniu, gdy nagle jakaś ręka
wymachująca przede mną, rozwiała wszystkie moje sny. Ściągnęłam brwi w
niezadowoleniu.
- Wszystko w porządku? Widać, że nie tylko ja tutaj się zawieszam - wybuchł
śmiechem. Po chwili śmialiśmy się razem, tak bardzo, aż rozbolały nas brzuchy i
usiedliśmy.
Jednak w jego śmiechu było coś dziwnego, zresztą nie tylko w tym.
Jego włosy, głos... prawie wszystko przypominało mi Jerónima. Oprócz oczu są
zupełnie identyczni. Ale to niemożliwe aby Jerónimo żył. Za tym kryje się coś
innego. A może to jego brat bliźniak? Czy wie o tragedii? Albo co gorsza,
Jerónimo mógł zmienić się w wampira, ale przecież transformacja nie tłumaczy
zmiany koloru oczu. To wszystko wydaje się zbyt dziwne.
Im bardziej błądziłam myślami, tym bardziej gubiłam się we wszystkim.
Nie byłam już pewna siebie. Moje przekonania wirowały w gęstej mgle, nie mogąc
ich dostrzec, zaczęłam błądzić. Co jest prawdą, a co kłamstwem?
- To trudne pytanie - powiedział, znów wyrywając mnie z zadumy.
- Przepraszam, co mówiłeś?
Puścił do mnie oko, mierzwiąc mi włosy. Nie lubiłam kiedy ktoś tak
robił, ale w tamtej chwili było to nawet miłe. Zapomniałam nawet o pytaniach,
które miałam mu zadać. Żyłam chwilą, która z każdą kolejną sekundą zbliżała
mnie do niego.
- Nic ważnego - jego słodki uśmiech rozpromienił cały mój świat.
-Jerónimo... - wyszeptałam mimowolnie. Moja świadomość nadal nie dopuszczała
takiej możliwości, że Jero mógł zginąć.
- Nazywam się Theodore. - powiedział miękkim głosem, bez żadnego żalu o to,
że powiedziałam imię innego faceta.
- Przepraszam - krzyknęłam, wstając.
- Nie szkodzi - uśmiech zniknął z jego twarzy. Spojrzał się na mnie. Wyczytałam
z jego oczu smutek, który natychmiast przeniknął i mnie. Wstał. Później zaczął
patrzeć na powoli znikające w mroku miasto.
- Dlaczego nazywasz mnie Jerónimem? Już wiele razy słyszałem to imię. Kim
jest ten mężczyzna? Jest aż tak podobny do mnie? Gdy Cynthia pierwszy raz mnie
ujrzała, była bardzo skołowana. Na początku mówiła tak do mnie, ale później...
gdy się poznaliśmy, całkowicie się zmieniła. Mógłbym nawet rzec, że oszalała na
moim punkcie. A wszystko przez tego mężczyznę.
Coś złapało mnie za serce. To jak wyrażał się o nim, nie było słychać
wcale żalu czy nienawiści. Czułam obojętność. Jego ton głosu był chłodny, mimo
to nie przeszły mnie ciarki po plecach jak zawsze w takich momentach. Coś było
nie tak. Gdyby ktoś nazwał mnie inaczej albo mówił, że jestem do kogoś bardzo
podobna przez cały czas, byłabym zła na tą osobę. On jednak był inny. Wyróżniał
się pod tym względem, jednakże to nie czyni go wyjątkowym. Teraz za wszelką
cenę, muszę się dowiedzieć kim naprawdę jest. To nie tylko jest ciekawe, ale i
intrygujące.
Wzięłam głęboki oddech. Wytłumaczę mu wszystko dlaczego tak się
zachowuję. Chcę poznać go lepiej, dlatego musi mi zaufać.
- Jerónimo był moim narzeczonym. Wyglądał dokładnie tak jak ty. Jerónimo na
początku studiował w Madrycie, a później chciał skończyć studia na Oxfordzie.
Kiedy zobaczyłam cię pierwszy raz, pomyślałam od razu o nim. Jednak on nie
może... - zawahałam się, przerywając na kilka sekund dalszą opowieść. Nie
wiedziałam jak mu to wytłumaczyć. Spojrzał na mnie pytająco. Wtedy powiedziałam
mu prawdę, bez żadnego "owijania w bawełnę" - On nie żyje.
Zakryłam dłońmi twarz. Zaczęłam płakać. Nie potrafiłam dłużej ukrywać
swoich uczuć. Tak po prostu znów zaczęłam płakać. Takie proste słowa, a
wywołały u mnie burzę uczuć, które tłumiłam w sobie od tylu miesięcy. Theodore
podszedł do mnie i zaczął uspokajać, delikatnie poklepując dłonią moje ramię.
Próbował mnie wyciszyć. Wtuliłam się w jego silne ramiona. Takie same miał
Jerónimo.
Pokręciłam przecząco głową. Muszę wziąć się w garść. Odepchnęłam go
delikatnie i wytarłam łzy, spływające po policzku. Widziałam na jego twarzy
wypisaną troskę, ale szybko zapewniłam go, że wszystko w porządku.
- To tylko chwilowe. Od dawna nie płakałam. Myślałam, że uodporniłam się na
te uczucia. Tym razem jednak wygrały - przetarłam ponownie policzki i
pociągnęłam nosem. Theo w zrozumieniu przytaknął głową.
Później siedzieliśmy obok siebie na miękkiej trawie i oglądaliśmy
zachód słońca. Patrzyłam
ukradkiem na
niego, bo żadne z nas nie chciało przerwać tej ciszy między nami. Nie
potrzebowaliśmy słów w tym momencie. Zresztą bałam się do niego odezwać. Mimo
iż chciałam poznać go lepiej, teraz chciałam tylko i wyłącznie posiedzieć przy
nim w ciszy.
- Wszystko w porządku? - W końcu odważył się przerwać trwający spokój.
Przytaknęłam na jego pytanie. Poczułam się niezręcznie, ale to uczucie szybko
minęło, bo Theodore rozpoczął rozmowę. - Ile to już lat, gdy on nie żyje?
- Dwa. Dwa lata mojej tułaczki w otchłani nicości.
- Bardzo mi przykro z powodu tego co się stało. Jesteś bardzo silna,
Isabello.
- Wszyscy tak mówią, ale to nie prawda. Wewnątrz mnie nie istnieje już nic.
Przynajmniej tak myślałam, aż do czasu, w którym spotkałam ciebie. Gdy
przyleciałam z kuzynką do Londynu, na początku chciałam zacząć wszystko od
nowa, ale z każdym dniem rosła we mnie pokusa, aby dowiedzieć się czegoś więcej
o śmierci Jerónima. Po tym jak zginął, sprowadziłam jego ciało do Madrytu.
Pierwsze miesiące były dla mnie bardzo trudne. Chciałam nawet kilka razy się
zabić. Moje życie bez niego straciło sens. Ale teraz - spojrzałam w jego oczy,
a później na zachodzące słońce - moje serce na nowo zaczyna bić. To wydaje się
niesamowite. Jestem jak usychający kwiat, który z powodu ulewy, znów zaczyna
rozkwitać. Dzięki tobie, ja - zawahałam się na chwilę. Nie wiedziałam jak te
uczucia ubrać w słowa. - Ja znów czuję - wyrzuciłam z siebie trzy proste słowa,
zamykając oczy.
- Sądzę, że mamy ze sobą bardzo wiele wspólnego - jego głos jakby należał do
Jerónima. Ten głos, za którym tak bardzo tęskniłam... Chciałabym słyszeć go
cały czas - Ale, Isabello, jesteś pewna co do swoich uczuć?
Przytaknęłam. Theodore westchnął.
- Czy mogę go zastąpić? - zapytał mnie tak nagle, aż moje serce zaczęło bić
szybciej. Chciało wyrwać się z klatki piersiowej wprost do jego serca i
połączyć się na zawsze, ale szybko zdałam sobie sprawę z jego słów. Otworzyłam
oczy i spojrzałam w jego niebieskie oczy. Natychmiast chciałam zatopić się w
tym morzu, który tak mnie rozpieszczał i dawał szczęście. Ale to nie były oczy
Jerónima. Mgła, rozpościerająca się przede mną, opadła. To nie był mocno
upragniony błękit, lecz brąz. Motyl fortuny odleciał daleko, pozostawiając mnie
z pustką w środku. Poczułam się podle, że tak pomyślałam o Theodorze. Mimo iż z
wyglądu był bardzo do niego podobny, to jednak bardzo się różnili. Dlaczego od
razu tego nie dostrzegłam? Czy chciałam aby Theo był Jerónimem albo zajął jego
miejsce? Przecież niczego już nie byłam pewna, więc odpowiedź na to pytanie
zawsze pozostanie dla mnie zagadką.
- Dlaczego to nie mogę być ja? - znów usłyszałam ten sam ton głosu, którym
mówił Jerónimo. Do oczu napłynęły mi łzy. Nie wiedziałam co odpowiedzieć,
ponieważ nie znałam swoich uczuć w stosunku do Theodora.
- Przykro mi - wybąkałam instynktownie. - Myślę, że wciąż kocham Jerónima.
- On nie żyje - powiedział ozięble.
- To nie ma znaczenia, gdy wciąż zajmuje w moim sercu specjalne miejsce.
- Oszukujesz się.
Wstałam, on również. Miałam dość kłócenia się o to kogo kocham. Serce
człowieka nigdy nie kłamie, zaś rozum wiele razy zawodzi. Ja całkowicie
podporządkowałam się sercu mimo, iż jestem wampirem, który prawie za każdym
razem myśli racjonalnie i tych instynktów się trzyma.
Już chciałam ruszyć w drogę powrotną, gdy nagle Theo złapał
mnie za przedramię. Po raz kolejny spojrzeliśmy sobie w oczy. Zobaczyłam w nich
pewność siebie i coś, czego nie umiem nazwać słowami.
- Wiem kim jesteś, Isabello - zmarszczyłam brwi. - Wampirem.
Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Bałam się tej chwili, gdy ktoś
odszyfruje moją prawdziwą twarz, ale ten moment jest zupełnie inny. Myślałam,
że to odkrycie dokona się przez przypadek albo sama o tym powiem. Widocznie
przeliczyłam się.
- A-ale jak? Skąd wiesz?
- Wampir umie wyczuć wampira. Nie wiedziałaś? Myślałem, że ty pierwsza to
powiesz. Ale nie przeszkadza mi to kim jesteś. Wyzwalasz we mnie silne uczucia
takie, których dotąd nie miałem.
Patrzyłam na niego przerażona, nie wiedząc co powiedzieć ani co
zrobić. Stałam tam jak słup soli, zastanawiając się. Theodore puścił moje przedramię.
- Chodzi mi o to, że chcę poznać cię bliżej, dowiedzieć się kim jesteś. To
po prostu ciekawość - wyjaśnił, abym dłużej nie musiała się tak denerwować. -
Możesz śmiało zadać mi jakiekolwiek pytanie. Postaram odpowiedzieć na każde.
- Powiedz mi swoją historię. To, jak zostałeś wampirem.
- Gdy zacząłem studiować poznałem mężczyznę, głęboko zakochanego w kobiecie.
Udzielałem mu rad, jak ją zdobyć. Gdy on powoli się w niej zakochiwał, mój
ojciec poważnie zachorował. Błagałem lekarzy, aby go uleczyli. Jednak choroba
pokonała mojego ojca i wkrótce umarł. Również ta kobieta umarła w wypadku
samochodowym. Mężczyzna, z którym się zaprzyjaźniłem i pomagałem w wyswataniu,
okazał się wampirem. Poznałem jego krwiożerczą naturę. Wtedy, po śmierci ojca,
byłem w agonii. Niezdolny do czegokolwiek. Czułem się beznadziejny,
niepotrzebny. Mój przyjaciel, wampir, mi pomógł. Znalazł dla mnie pewien cel w
życiu, którego po dziś dzień się trzymam. Od mojej przemiany nie minęło zbyt
dużo czasu, jednak stałem się już wampirem w pełni.
"Wampirem w pełni" - raz za razem pobrzmiewały mi te słowa
w głowie niczym echo. Theo miał rację. Są umiejętności, które powinnam
posiadać, a ich nie mam. Takim przykładem może być fakt, że nie panuję nad
swoją krwiożerczą naturą. Nie umiem również powstrzymać się od zmiany w wampira
co niekiedy jest dosyć kłopotliwe. Zacharias umie także manipulować umysłem
ludzi, natomiast mnie nigdy się to nie udało. Jest jeszcze wiele innych cech,
których nie mam i gdybym zastanawiała się tak długo, przypomniałabym sobie je
wszystkie. Ale teraz to nie był czas na to.
- Isabella, daj się ponieść swoim emocjom. Wszystko się zmieniło. Teraz... -
gdy ponownie przemówił, zaczął powoli zbliżać się do mojej twarzy. Patrzył mi
prosto w oczy, aż do czasu gdy nasze usta dzieliły tylko trzy centymetry! Serce
omal mi nie wyskoczyło. Spojrzałam się na jego usta, po czym wzrok podniosłam z
powrotem na ten magnetyczny brąz, który mógłby hipnotyzować każdą kobietę, ale
nie mnie. Ja w duszy wciąż pragnęłam zobaczyć mój szalony błękit Jerónima.
Dlatego gdy już chciał mnie pocałować, delikatnie odwróciłam głowę.
- Przepraszam - wybąkał po chwili zdezorientowany.
- Możemy już wrócić? - poprosiłam, ponieważ atmosfera między nami zrobiła
się gęsta. Nie chciałam się tłumaczyć ze swoich uczuć Theodorowi. Jestem tym
zmęczona. Zmęczona miłością oraz tym, że w moim sercu nadal jest Jerónimo i
chęci aby dowiedzieć się całej prawdy o jego śmierci.
- W porządku - odrzekł, nie spoglądając już na mnie, nawet gdy żegnaliśmy
się przed rezydencją.
*Stowarzyszenie Baya – Tajne stowarzyszenie założone w 1910
roku przez kuzyna Zachariasa w Londynie, gdzie do dziś ma swoją siedzibę.
Wszyscy, którzy należą do stowarzyszenia są wampirami. Nazwa stowarzyszenia
pochodzi z języka hiszpańskiego, co słowo „Baya” oznacza „jagodę”. Historia
jest nieco straszna, bo Zacharias od początku powstania stowarzyszenia chce
objąć władzę, jednak nigdy mu się to nie udało. Isabella dołączyła do
organizacji zaraz po przemianie w wampira, szybko zaprzyjaźniając się z
Michaelem, który był już wówczas prawą ręką Zachariasa. Obaj, Isabella i
Michael, wykonywali zadania Zachariasa, zabijając na zlecenie. Później Isabella
poznała Jerónima. Chciała stać się „normalną osobą” dlatego chciała odejść z
tajnej organizacji. Michael poparł jej decyzję, gdyż niedługo miał odbyć się
jego ślub. W wyniku nieporozumienia Michael został uznany za zdrajcę. Zacharias
kazał Willowi pozbyć się go. Po zniknięciu Michaela, Isabella odeszła ze
stowarzyszenia. Kilka miesięcy później, tuż przed ślubem Isabelli i Jerónima,
wydarzył się wypadek samochodowy. Jerónimo zginął na miejscu.